Tak jak zdecydowana większość drugoklasistów mój syn Aleks zaliczył „komunię”.
Archiwum miesiąca: maj 2013
Dookoła Jeziora Nidzkiego
Jakiś czas temu wpadłem na pomysł, żeby pojechać w miejsce którego dawno nie odwiedziłem, a do którego czuję sentyment – Jezioro Nidzkie. Spędziłem tam wraz z kumplami i koleżankami kilka szalonych wakacyjnych wypadów na początku lat dziewięćdziesiątych. Czyli byłem wtedy bardzo młody i zwariowany ale brzydki jak teraz.
„Łyknął, krzyknął, przewróciło. Trzyma, już go ni ma.” :)
Oczywiście ostatnio sporo się u mnie kręci w leśnych klimatach miał więc to nie być jakiś zwyczajny, książkowy wypad na miejscówkę autem – grill, kiełba, piwo i do domu. Wymyśliłem, żeby zrobić sobie spacerek dookoła jeziora. Jako że wyprawa taka jest nie lada atrakcją zaprosiłem do uczestnictwa w niej chyba z setkę znajomych. Nikt mnie nie lubi – każdy wykręcał się jak mógł (studia, praca, okres, noga się złamała, teściowa umiera) więc chętnych nie było. Chociaż… Jeden się znalazł – mało się znamy więc się wpakował chłopak… :)
Sobota, 27 kwietnia, godz. 1:15
Pobudka. Ostatnie graty, prowiant do plecaka i pakowanie się do auta. Spod domku wyjechałem trochę po drugiej. Kierunek – okolice Sochaczewa – tam podjazd po kumpla – Arka Phobix’a i dalej w drogę. Ogólnie trasa wyglądała mniej więcej tak: Skierniewice – Sochaczew – Płońsk – Ciechanów – Przasnysz – Chorzele – Szczytno – Ruciane-Nida.
Trasy tej był więc kawałek – ponad 250 kilometrów i mimo że nie była to trasa szybkiego ruchu – bardziej powolnego (pozdrowienia dla panów łatających te wyrwy!) – minęła szybko. Całą drogę gaworzyliśmy z Arkiem o sprawach ważnych, mniej ważnych oraz o przysłowiowej dupie Maryni mimo, że żaden z nas jej nawet nie zna.
Sobota, ok. godz.. 6:00 – jesteśmy na miejscu. Startujemy z Rucianego-Nidy, z ul. Gałczyńskiego (os. Nida). Po lewej szpej Arka, po prawej mój. Plecaki z całym sprzętem, żarciem i wodą ważyły po około 20 kg. Czytaj dalej