Zlot był, jak co roku wiosną. Cza było być! No i co zrobisz? Nic nie zrobisz…!
Archiwum kategorii: kajak
Wyprawowy powerbank.
W tym roku kilka razy wybieram się na kilkudniowe wypady stacjonarne oraz spływy kanu. Nie będą to wyprawy ze szpejem Ultra Light więc wymyśliłem sobie ciężką ale bogatą ładowarkę.
Po co ładowarka? Hmm… Wprawdzie ja umiałbym przeżyć bez telefonu ale mój starszy syn już niekoniecznie :) No ale nie tylko do telefonów ładowarka będzie wykorzystywana. Poza telefonami ładować ona będzie: akumulatorki aparatu, lampy błyskowej, akumulatory radyjek PMR, no i może jeszcze najzwyklejszego radia, coby muzyka grała.
Konstrukcja wstępna testowa przedstawia się następująco: źródłem zasilania jest dwunastowoltowy akumulator wydłubany z zasilacza UPS słusznej marki. Do niego wpięte jest kablem samochodowe gniazdo zapalniczki. Dzięki temu bardzo łatwo podłączać do niego różnego rodzaju ładowarki.
Dla zobrazowania tematu tę skomplikowaną technicznie konstrukcję wyeksponowałem na poniższych rycinach:
Technikalia.
Przez dwa ostatnie dni przeprowadziłem testy powerbanku. Naładowałem do pełna 3 aparaty telefoniczne oraz komplet akumulatorów Ni-MH 2000mAh.
Powerbankowy akumulator 7Ah wyjęty z UPS’a miał napięcie 13.07V.
Po dwudniowych testach napięcie spadło do 12.86V.
Chyba więc nieźle! :)
Przyszłość.
Testowy zestaw uzupełniony będzie przede wszystkim o zdobycze techniki kosmicznej – jeden lub dwa panele fotowoltaiczne, po chłopsku mówiąc solary. Żeby było bogato będzie tego jakieś 10W i około 500mA. Do tego dojdzie regulator ładowania/rozładowania, a cały zestaw (oprócz paneli) trafi do niewielkiej obudowy.
Plusy:
– same plusy: niski koszt powerbanku, dużo prądu, możliwość ładowania najróżniejszych urządzeń
Minusy:
– gabaryty i waga (razem z panelami będzie ok. 3250g)
Plusy zacne, minusy nie są bolesne w przypadku kilkudniowych wypadów stacjonarnych w teren czy spływów canoe.
Mając taki powerbank, na bogato czy dla jaj można nawet odpalić router WiFi z internetem od Pleja na środku jeziora. :)
Wisła, Warszawa, Canoe. Czyli Kanują przez Wawę.
Popływałem. W końcu! :)
Canoe ci u mnie na stanie, a pohulać po wodzie nie ma kiedy. Także kiedy tylko nadarzyła się okazja w postaci czasu wolnego oraz chęci kilku innych osób – wybrałem się na wodę.
Tym razem padło na Królową – wraz z grupką znajomych postanowilismy spłynąć warszawskim kawałkiem Wisły. Startowaliśmy w niedzielę, 10 listopada około godziny 10-tej z Portu Czerniakowskiego – stanicy Warszawskiego Towarzystwa Wioślarskiego. Ciepło było, przyjemnie, fajnie.
– –
Spływ. Pisa, lipiec 2013.
…i po spływie! :)
Planowany w zeszłym roku spływ Pisą z różnych przyczyn niedoszły do skutku miał okazję zrealizować się w tym roku. Dzięki temu, że chciało się mi oraz kilku moim znajomym. :)
– –