Hobo Stove. Czyli jakby powrót do przeszłości…

W lipcu wybieram się na trzydniowy spływ kanu/kajakowy, będę więc miał trochę frajdy. Żeby było bardziej bushcraftowo, postanowiłem, że na spływ zabiorę „hobo stove” czyli prowizoryczną kuchenkę na drewno. Pomysł zapewne wziął się stąd, że do gotowania w terenie używałem już chyba wszystkiego (kuchenki gazowe, spirytusowe, na benzynę, etc.), a tego nie…

Czytaj dalej

Dookoła Jeziora Nidzkiego

Jakiś czas temu wpadłem na pomysł, żeby pojechać w miejsce którego dawno nie odwiedziłem, a do którego czuję sentyment – Jezioro Nidzkie. Spędziłem tam wraz z kumplami i koleżankami kilka szalonych wakacyjnych wypadów na początku lat dziewięćdziesiątych. Czyli byłem wtedy bardzo młody i zwariowany ale brzydki jak teraz.

„Łyknął, krzyknął, przewróciło. Trzyma, już go ni ma.”   :)

Oczywiście ostatnio sporo się u mnie kręci w leśnych klimatach miał więc to nie być jakiś zwyczajny, książkowy wypad na miejscówkę autem – grill, kiełba, piwo i do domu. Wymyśliłem, żeby zrobić sobie spacerek dookoła jeziora. Jako że wyprawa taka jest nie lada atrakcją zaprosiłem do uczestnictwa w niej chyba z setkę znajomych. Nikt mnie nie lubi – każdy wykręcał się jak mógł (studia, praca, okres, noga się złamała, teściowa umiera) więc chętnych nie było. Chociaż… Jeden się znalazł – mało się znamy więc się wpakował chłopak…  :)

Sobota, 27 kwietnia, godz. 1:15
Pobudka. Ostatnie graty, prowiant do plecaka i pakowanie się do auta. Spod domku wyjechałem trochę po drugiej. Kierunek – okolice Sochaczewa – tam podjazd po kumpla – Arka Phobix’a i dalej w drogę. Ogólnie trasa wyglądała mniej więcej tak: Skierniewice – Sochaczew – Płońsk – Ciechanów – Przasnysz – Chorzele – Szczytno – Ruciane-Nida.
Trasy tej był więc kawałek – ponad 250 kilometrów i mimo że nie była to trasa szybkiego ruchu –  bardziej powolnego (pozdrowienia dla panów łatających te wyrwy!) – minęła szybko. Całą drogę gaworzyliśmy z Arkiem o sprawach ważnych, mniej ważnych oraz o przysłowiowej dupie Maryni mimo, że żaden z nas jej nawet nie zna.

Sobota, ok. godz.. 6:00 – jesteśmy na miejscu. Startujemy z Rucianego-Nidy, z ul. Gałczyńskiego (os. Nida). Po lewej szpej Arka, po prawej mój. Plecaki z całym sprzętem, żarciem i wodą ważyły po około 20 kg. Czytaj dalej

Light My Tesco

Biegam regularnie do Teskowni na zakupy. No gdzieś trzeba kupować salceson, pasztet, wódkę i ogórki. By żyć, trzeba żryć. I pić. A do Techo mam blisko i po drodze.
Zawsze staram się przebiec przez dział Sport/Turystyka by dowiedzieć się co nieco o światowych trendach w tych dziedzinach. No i ostatnio wykukałem perełkę.   :)

Czytaj dalej

Bytowanie ludzkie – dziki najazd na łódzkie.

Kolejny raz dałem się wpuścić w maliny. A w zasadzie w jeżyny. W same kolczaste krzaki, bo owoców nie było.   :)

Było: ognisko, śpiew, śmiechy, struganie, budowa filtra wody użytkowej, pieczenie chleba, darcie mordy, itp.
Z żarcia: rosół, grochówka, kurczaki, kiełbadrony, upieczony na miejscu chleb. Czytaj dalej

Ognisko & Kulig.

Zima się kończy, śnieg się kończy – trzeba było wykorzystać ostatnią szansę na mini kulig.   :)

Rachu-ciachu i skombinowany superpojazd w postaci radzieckiego GAZa, który posłużył jako koń pociągowy oraz sanki w ilości szt. 3.

Dopisali znajomi – Piotrek Gaz Owner, Czikowscy z dziećmi i Małki bez dzieci. No i oczywiście byłem ja z Kamilą i Marcelem.

Rozpisywać się za dużo nie będę, niech jak zwykle więcej opowie komiks:

Czytaj dalej