Dzień 5. Poniedziałek.
Poprzedniego dnia zdobyty dziką szarżą bochen chleba do spółki z gulaszem angielskim napełniły nasze przepastne brzuchy. Zalaliśmy herbatką, pojedliśmy kisielu. Pieknie było. Szczególnie okoliczności przyrody.
Wszystko co piękne się jednak kończy i ktoś te gary musiał pozmywać. Padło tym razem (tak samo jak i w dniach poprzednich) na tandem Duży-Kudłaty. Takie losowanie metodą komenda-rozkaz było wskazane, żeby chłopaki wiedzieli jak się gary obozowe zmywa. Wiedzą. Będą z nich ludzkie pany!
Około południa, naprawdę powoli i niemal od niechcenia zbieraliśmy się z powrotem do domu.
Zahaczając o Łomżę i spożywając pyszny obiadek u matki mojej rodzonej Marii.
To by było na tyle!
Krótkie i nie mam pojęcia czy mądre podsumowanie: Spływ z dziećmi to świetna sprawa!
Byłem na spływie przede wszystkim z trzema Pokemonami, z których muszą wyrosnąć faceci. Cisnąłem wszystkich po równo przy wszelkich pracach obozowych. Przygotowywanie żarcia, ognisko, opał, zmywanie, sprzątanie, pakowanie, rozkładanie obozu…
We wszystkim codziennie brali czynny udział.
Jestem napawdę mega, mega-zadowolony, bo ani razu żaden z nich nie wymiękał!
A naprawdę nie czasami nie było ani łatwo ani przyjemnie. Sama pogoda dała nam w dupę – podczas spływu były burze, ulewy, grad, wiatr.
Dali radę, cieszę się i szcun!
Było wesoło, śmiesznie, poważnie, ciekawie. Mieliśmy piękne widoki na naturę Mazur, jedlismy bardzo dobre żarcie, sraliśmy po krzakach i myliśmy się w zimnej wodzie.
Przez 3 dni przepłynęliśmy ok. 40 kilometrów. Płynęliśmy jeziorami:
Tałty, Mikołajskie, Bełdany, Guzianka Mała, Guzianka Wielka i Nidzkim. Zrezygnowaliśmy z wpłynięcia widokowego na Śniardwy – kiedy byliśmy na wysokości Śniardw była tam burza i załogi dwóch jachtów odradziły nam wpływanie na ten akwen.
Na tym wypadzie świetnie, naprawdę doskonale sprawdził się Kelly Kettle i dedykowana do niego nakładka Hobo Stove. Grzał wodę i żarcie na każdym postoju!
Szczerze polecam i to nie tylko dlatego, że tym handluję! :)
Ciekawostki:
Jestem coraz lepszy w pakowaniu się na takie wypady. Podczas spływu nie użylismy ani razu jedynie:
– karimaty (miała służyć za leżankę na biwakach, spaliśmy na materacach)
– tarpa i linek (mimo, że lało kilka razy obylismy się bez)
– łopatki czyli „saperki”
– kąpielówek (w gaciach się kąpaliśmy)
– maski i płetw
Część powyższego szpeju jednak i tak raczej niezbędna w wyposażeniu…
Chciałbym również bardzo podziękować:
– Oli i Jurkowi – za towarzystwo, transport łódek, zdjęcia, pomoc, itd.
– Michałowi Qazimodo i jego rodzince – za towarzystwo i zacięcie mimo wszystko – większość ludzi nawet by nie wystartowała!
– Chłopakom – Aleksowi Mądremu, Patrykowi Dużemu i Marcelowi Kudłatemu – za to, że daliście radę, pokazaliście mi że naprawdę potraficie i dacie sobie w różnych sytuacjach radę!
To na tyle…
…w przyszłym roku może Narew… ;)