Wtorek i środa, 7-8 lipca.
Biwakowanie na polu namiotowym w Jaśkowie. Po zakończonym spływie zostałem jeszcze dwa dni z moimi chłopakami pod namiotem. To był czas odpoczynku, luzu i leżenia w hamaku. :)
Był to też czas podsumowania spływu, czyli taki poimprezowy rachunek sumienia. Może jednak rachunek wydarzeń i szpeju.
Nie chcę zostawiać tego na sam koniec, więc teraz: Łyżka Dziegciu.
Syf.
Niestety w kilku miejscach, w naprawdę pięknych dzikich miejscach sprzątnęliśmy nie tylko po sobie ale i po chamach co nasyfiły i odjechały. Na co najmniej trzech dzikich miejscówkach przykrym widokiem był pozostawiony przez chamstwo pierdolnik: fantazyjnie pierdolnięte tu i ówdzie butelki, puszki po piwie, opakowania po słodyczach, etc.
Na polach namiotowych zawsze ktoś sprzątnie i jest ogarnięte ale na dzikich i jeszcze raz podkreślę – pięknych miejscówkach wokół jezior syf boli.
Buractwo.
Ta przypadłość dotyka sporą część naszego społeczeństwa. Na Mazurach najczęściej objawia się napierdalaniem z głośników odtwarzaczy bliżej nieokreśloną gatunkowo ale za to głośną muzyką oraz darciem mordy wraz z rzucaniem mięsem na wodzie i polach namiotowych. Sam klnę, używam wulgarnego słownictwa ale bez przesady no i używając rozumu! Nie rzucam kurwami z połowy jeziora w kierunku kolegi stojącego na brzegu plaży gęsto zaludnionego pola namiotowego. Buractwo jednak nie ma z tym problemu.
To tyle jeśli chodzi o nieprzyjemności, wyrzuciłem to z siebie. :)
Gotowanie.
Był to kolejny dłuższy wypad z dzieciakami na którym gotowałem wyłącznie na Kelly Kettle + Hobo Stove i Zebra Billy Can bezpośrednio na ognisku. Celowo też nie zabrałem ze sobą jako backupu palnika gazowego ani innych kuchenek – i słusznie – nie przydałyby się. Paliwa było pod dostatkiem wszędzie.
PLUS!
Poniżej mój najbardziej ulubiony zestaw do gotowania żeru na ognisku:
Łabędzie ptaki, ryby i inne zwierzaki.
Na Mazurach białych dużych ptaszków jest sporo. W lecie z szarymi, puchowymi młodymi.
Dało się również zaobserwować, szczególnie na Krutyni, gdzie woda kryształ sporo ryb. Naokoło jezior w Puszczy Piskiej dużo zwierzaków, których część jak np. liski chytruski potrafią okradać wczasowiczów z pożywienia. :)
Wędkowanie.
Niejako przy okazji i niechcący wykonałem dla młodzieży wędki z leszczyny, szt. 3. Pomysł urodził się kilka sekund po tym, jak Zirkau pochwalił się, że ma wędkę, żyłkę i przypony z haczykami.
Profesjonalne zestawy wędkarskie zostały zbudowane z zaawansowanych technologicznie odcinków leszczyny do której zamocowana została specjalnymi węzłami żyłka 0,20 mm. Spławiki wykonane zostały poprzez struganie patyczków do średnicy kilku mm. Na końcu zestawu znalazł się haczyk na przyponie. Ołowiu do obciążenia nie wystarczyło.
Dzięki temu chłopaki oraz dziewczyny, głównie Karolina, Kuba, Aleks, Patryk i Marcel mieli okazję powędkować.
Aleks, Patryk i Marcel po raz pierwszy w życiu złowili ryby. Bez szału – łowili na chleb ukleje, płotki, małe leszcze ale to już coś. :)
W ciągu trzech-czterech dni każdy z nich złowił od 20 do 40 szt. rybek. Niemal wszystkie trafiły z powrotem do wody. Jedynym wyjątkiem był leszczyk, który połknął haczyk tak głęboko i niefortunnie, iż mimo, że kombinowaliśmy przy pomocy dobrego, niedrogiego multitoola ze szczypcami jak się da musiał stracić głowę. Zakilowany trafił z powrotem do wody jako pożywienie dla leniwego drapieżnika.
Chłopaki mieli świetną zabawę. Rekord wagi i wielkości przypadł Aleksowi dzięki złowionej przez niego kilkunastocentymetrowej płoci.
Komunikacja na wodzie i biwaku – radyjka PMR 446.
Podczas całego spływu jak i na kempingach korzystaliśmy z radyjek PMR. Używaliśmy trzech modeli walkie-talkie: Motorola T41 i T50 oraz Maxcom.
Komunikacja zarówno na wodzie i w terenie przebiegała bardzo dobrze. PMRki to nie są radyjka o dalekim zasięgu ale na spływie i biwaku sprawdzają się świetnie!
Podczas płynięcia oddalaliśmy się od siebie na odległości nie większe niż 1-2 km. Na biwakach radia wykorzystywałem gdy np. dzieciaki wypuszczały się do wioski na zakupy, czy na ryby. Odległości również nie przekraczały kilometra-dwóch.
PMRki przydały się również znakomicie podczas powrotu na dwa samochody. Przy oddaleniu aut o kilkaset metrów komunikacja jest idealna.
Najkrócej ujmując PMR = komunikacja rewelacja! :)
Powrót.
Wracaliśmy do domu przez moją rodzinną Łomżę, gdzie zatrzymaliśmy się na mamusino-babciny pyszny obiadek oraz łomżing w postaci leżingu. Podczas powrotu pierwszy raz transportowałem na dachu swojego dyliżansu moją zacną kanadę. Poszło dobrze ale następnym razem uczepię dziób linką, bo przy większych prędkościach wpada w spore drgania.
Poniższa rycina przedstawia sytuację pt. „Kiedy wjechali na wyniosłość drogi oczom ich ukazała się Łomża.”
Do domu wróciłem wykończony, wypad świetny, planuję już kolejny! :D
.