Taaa… Podłubałem.
Jakiś czas temu uszyłem dla małego noża skórzane ubranko, czyli – za przeproszeniem – pochwę (Ubranko dla noża czyli pochwa dla Morakniv Classic 2/0).
To była moja pierwsza pochwa (na nóż oczywiście). Całkiem fajna mi wyszła. Poszła gdzieś w świat, mam nadzieję, że się nie rozleciała. :)
Jako że ostatnio utopiłem swój drogi nóż, a postanowiłem nie kupować kolejnego (yeah hahahhaa!!) zacząłem przetrząsać szafy, szuflady, bagażnik dyliżansu i inne tajne skrytki w poszukiwaniu narzędzi tnących najwsami zwanych właśnie. Okazało się, że mam kilka. Też drogie, mimo, że jeden z gównianą pochewką, inny w ogóle bez.
Zaparłem się, zacisnąłem zęby i nie kupiłem kolejnego. Postanowiłem, że uszyję skórzane ubranka dla moich harpaganów. Na pierwszy ogień poszedł nóż Morakniv Classic Original 2. Piękny, świetny, drogi. Tylko w oryginale ta pochewka taka jakaś… Może dobra dla jakiegoś hipstera ale nóż mam mieć pochwę… No nie brzydszą od niego samego, czy nawet ode mnie (a ta była).
Classic Original 2 w oryginale wygląda tak:
Czyli kulawo, c’nie? Mimo iż pochwa z powyższej ryciny to „wulkanizowana skóra” jak to pięknie opisuje producent tego cacka. Cokolwiek to znaczy pochwa przedstawia się jak czerstwy kawałek bakelitu. Może to i classic ale mnie oczy kole.
Tak piękny, drogi i wspaniały nóż powinien mieć pochwę ze skóry bydlaka. Konkretną, klasyczną jak finka (nóż taki).
Powalczyłem, pociąłem, pokleiłem, poszyłem, poszlifowałem, natłuściłem i tadaaam: