W niedzielę, 12 lutego było mi dane posiedzieć przy ogniu, popichcić, pożreć oraz pohulać sankami i snołowym bordem za ponad stu końmi.
Archiwa tagu: ognisko
Puszcza Bolmowska – spacerek.
W ostatnią sobotę stycznia wyskoczyliśmy z dzieciakami po Puszczy Bolimowskiej. Był spacerek, posiadówka, spacerek.
Najkrócej rzecz ujmując było pięknie, zacnie, cudownie!
Zima w lesie urywa dupę!
No i coś trzeba dodawać?
Nie. :)
Więcej zdjęć w mojej galerii Puszcza Bolimowska – spacerek.
Spacerek ze spinningiem i posiadówka nad Pisą.
Tiaaaa… Napisałbym, że wyciągnąłem moich chłopaków na spinning ale po pierwsze założenie było takie, że będzie nie tylko łowienie ale i zwykła szwendaczka plus posiadówka, a po drugie nic nie złowiliśmy, głupio więc byłoby napisać, że byliśmy na rybach. :)
Ale po kolei – wybraliśmy się nad Pisę – lubię tamte tereny – konkretnie w pobliże ujścia Pisy do Narwi. Szwendaczkę rozpoczęliśmy od mostu w Morgownikach, gdzie zostawiliśmy zaparkowany czołg.
Grudniowe ognisko z dzieciakami. Poligon Skierniewice.
W ostatnią niedzielę 2015 roku skrzyknęliśmy się w kilka osób i zorganizowaliśmy dzieciakom posiadówkę przy ognisku na skierniewickim poligonie. Frekwencja dopisała, w spotkaniu uczestniczyło grubo ponad dwadzieścia osób.
Najlepiej jak zwykle wszystko pokaże komiks.
Było chłodno ale nikomu zimno raczej nie było.
Wigilia 2015 – CO&Friends
Kolejny raz skorzystałem z zaproszenia Czerwonej Orkiestry i wziąłem udział kameralnym spotkaniu Wigilijnym.
Ze względu na to, że sale bankietowe w Mariotach, Szeratonach czy innych Sobieskich zarezerwował plebs, spotkanie zostało zorganizowane w drogim, klimatycznym ośrodku o wysokim standardzie, niedostępnym dla klasy robotniczej. Tablice „Inteligiencja&VIP olny SPA and Relax” jasno określały, że to coś właśnie dla nas! Tak się bawią wipy!
Posiadówa PBIV, Skierniewice
Zachciało się do lasu. W zasadzie to do lasu nie przestaje się chcieć.
Inaczej więc: zdarzyła się okazja żeby wyjść w teren. Okazją był początek tzw. „długiego weekendu”. Prognoza pogody jak zawsze w takich przypadkach nastrajała optymizmem. Miało poadać bez przerwy.
Jako że w teren fajnie iść z kimś, do kogo można ryj otworzyć zaprosiłem do wspólnego wypadu kilka zacnych osobistości. Iść chciał każdy, nikt nie mógł.
No dwóch takich wyłamało się – wraz ze mną na posiadówę przybyli Boguś niewiedzieć czemu Rajmundem zwany oraz Sikor, człowiek który się osom nie kłania jak się później okazało.
Prognozy pogody zrobiły nas w konia i sprawdziły się. Od rana padało.
Na miejsce bytowania dotarliśmy w sobotę około jedenastej. Cały czas udając, że nie pada rozbiliśmy tarpy i… Zalegliśmy pod moim bogatym zadaszeniem.