Kolejny raz skorzystałem z zaproszenia Czerwonej Orkiestry i wziąłem udział kameralnym spotkaniu Wigilijnym.
Ze względu na to, że sale bankietowe w Mariotach, Szeratonach czy innych Sobieskich zarezerwował plebs, spotkanie zostało zorganizowane w drogim, klimatycznym ośrodku o wysokim standardzie, niedostępnym dla klasy robotniczej. Tablice „Inteligiencja&VIP olny SPA and Relax” jasno określały, że to coś właśnie dla nas! Tak się bawią wipy!
Ale do rzeczy – tanio nie było ale luksus kosztuje. Zresztą kto bogatemu zabroni?! Imprezę uświetniało zacne towarzystwo. Luksusowo urządzona sala z pięknym barokowym paleniskiem, stoły i ławy z drogiego drewna egzotycznego, srebrna zastawa i sztućce… Przepych po prostu!
Do tego wykwintne dania, drogie alkohole, kawa i delicje.
Na rusztach grzały się całe tony martwych kawałków świni przygotowanych przez elitę światowej gastronomii.
Znamienici goście prowadzili ożywione dyskusje głównie na tematy religijne.
Wśród gości pojawił się chłop z Radomia. Tak, tak, najpewniej brat baby z Radomia.
W takich momentach, przy takich obrazkach serce me rośnie i raduje się! W gardle ściska, łzy płyną po policzkach – Łomża! Moja Łomża!!
Tu ja w chwilę po przebraniu się w strój wieczorowy. Oczywiście obowiązywał frak i melonik ale po siedemnastu minutach można było już przejść do mniej oficjalnej, luźnej części spotkania.
Było mnóstwo pyszności…
…delicji, stół obfitości,
wykwintne dania pieczone na srebrze…
I to wszystko oczywiście nie były tanie rzeczy.
Czas płynął w miłej, rodzinnej atmosferze.
Nie posiadaliśmy na podorędziu bydła, kobiet i innych rekwizytów, tradycyjną więc szopkę zastąpiliśmy bardziej nowoczesną – kalamburami.
Było do tego stopnia radośnie, że niektórzy dostali małpiego rozumu.
Wszystko jednak wracało do normy – pogaduchy, śmiech, żarty…
Hop, siup, czwarta wskoczyła na blat drogiego czasomierza, trzeba było więc udać się na spoczynek. Większość towarzystwa oddała się w objęcia Morfeusza w hotelowych pokojach w budynku obok.
Ci, których było na to stać (m. in. Mua), opłacili miejsca przy ognisku.
(^dla tych co nie łapią – ta instalacja artystyczna z zagranicznego koca to nie gówno tylko łabędź)
I tak dotarliśmy do końca tej wzruszającej opowieści o przepysznej zabawie i hulankach. Poniżej Ci co dali radę (kilku osób brakuje)
Bilans:
– bardzo drogo ale warto
– zostało sporo żywności i – o zgrozo – alkoholu
– nikt nie zginął
– policja nie interweniowała
W tym miejscu chciałbym podziękować ekipie CO za zaproszenie i za świetną imprezę!
Z Wami zawsze grubo i wesoło!!!!! :D Fcuk Yeah!