Wigilia 2015 – CO&Friends

Kolejny raz skorzystałem z zaproszenia Czerwonej Orkiestry i wziąłem udział kameralnym spotkaniu Wigilijnym.

Ze względu na to, że sale bankietowe w Mariotach, Szeratonach czy innych Sobieskich zarezerwował plebs, spotkanie zostało zorganizowane w drogim, klimatycznym ośrodku o wysokim standardzie, niedostępnym dla klasy robotniczej. Tablice „Inteligiencja&VIP olny SPA and Relax” jasno określały, że to coś właśnie dla nas! Tak się bawią wipy!

Ale do rzeczy – tanio nie było ale luksus kosztuje. Zresztą kto bogatemu zabroni?! Imprezę uświetniało zacne towarzystwo. Luksusowo urządzona sala z pięknym barokowym paleniskiem, stoły i ławy z drogiego drewna egzotycznego, srebrna zastawa i sztućce… Przepych po prostu!

Do tego wykwintne dania, drogie alkohole, kawa i delicje.

Na rusztach grzały się całe tony martwych kawałków świni przygotowanych przez elitę światowej gastronomii.

Znamienici goście prowadzili ożywione dyskusje głównie na tematy religijne.

Wśród gości pojawił się chłop z Radomia. Tak, tak, najpewniej brat baby z Radomia.

W takich momentach, przy takich obrazkach serce me rośnie i raduje się! W gardle ściska, łzy płyną po policzkach – Łomża! Moja Łomża!!

Tu ja w chwilę po przebraniu się w strój wieczorowy. Oczywiście obowiązywał frak i melonik ale po siedemnastu minutach można było już przejść do mniej oficjalnej, luźnej części spotkania.

Było mnóstwo pyszności…

…delicji, stół obfitości,

wykwintne dania pieczone na srebrze…

I to wszystko oczywiście nie były tanie rzeczy.

Czas płynął w miłej, rodzinnej atmosferze.

Nie posiadaliśmy na podorędziu bydła, kobiet i innych rekwizytów, tradycyjną więc szopkę zastąpiliśmy bardziej nowoczesną – kalamburami.

Było do tego stopnia radośnie, że niektórzy dostali małpiego rozumu.

Wszystko jednak wracało do normy – pogaduchy, śmiech, żarty…

Hop, siup, czwarta wskoczyła na blat drogiego czasomierza, trzeba było więc udać się na spoczynek. Większość towarzystwa oddała się w objęcia Morfeusza w hotelowych pokojach w budynku obok.
Ci, których było na to stać (m. in. Mua), opłacili miejsca przy ognisku.

(^dla tych co nie łapią – ta instalacja artystyczna z zagranicznego koca to nie gówno tylko łabędź)

 

I tak dotarliśmy do końca tej wzruszającej opowieści o przepysznej zabawie i hulankach. Poniżej Ci co dali radę (kilku osób brakuje)

Bilans:
– bardzo drogo ale warto
– zostało sporo żywności i – o zgrozo – alkoholu
– nikt nie zginął
– policja nie interweniowała

 

W tym miejscu chciałbym podziękować ekipie CO za zaproszenie i za świetną imprezę!

Z Wami zawsze grubo i wesoło!!!!! :D Fcuk Yeah!

 

Dodaj komentarz